środa, 20 stycznia 2010

SMUTNY POCZĄTEK ROKU.

Witam Was kochani
Przepraszam za tą długą przerwę, ale nie miałam ani siły ani tak naprawdę czasu na to by tutaj zaglądać.
Nowy rok nie zaczął się dla nas najlepiej. Najpierw zmiany w mojej pracy a potem rzecz , która najbardziej mnie trwożyła, mianowicie stan zdrowia mojego młodszego synka.
Zaczęło się już w listopadzie, katar i kaszel , ot mała infekcja, niby nic dziwnego o tej porze roku.Kontrolowaliśmy sprawę cały czas, nie było zmian na oskrzelach, więc obywało się bez antbiotyku, ale mały wciąż kaszlał. Leczenie domowe nie przynosiło pożądanego efektu, w sumie  był w dobrej formie poza tym właśnie  kaszlem. Irytowałam się przeczuwając, że coś jest nie w porządku, ale konsultacje z lekarzami nie przynosiły nic nowego. Lekarze tłumaczyli,
że mały nie potrafi odpluwać i stąd dłuższy czas dojścia do pełnej formy. Radzili nie panikować, tylko spokojnie czekać aż przejdzie. Więc czekaliśmy.
Grudzień/noc - stan  niestety się pogorszył, gorączka, dziecię się nam leje przez ręce, bóle brzuszka, jedziemy na  pogotowie, przepisują mu  antybiotyk.
Po 3 dniach kuracji znów wymioty, jedziemy więc do szpitala, tam pada decyzja by odstwaić całkowicie leki  i przetrzymać dziecko. - Przetrzymać?
  Kiedy zapytałam czy nie wymaga hospitalizacji poinformowano nas, że "raczej  nie", poza tym i  tak nie ma wolnych miejsc.Kurowaliśmy więc małego znów domowymi sposobami, stan ogólny się poprawił,  kaszel nadal się jednak utrzymywał.
Styczeń - odbieram synka z przedszkola, pani wychowawczyni informuje mnie, że synek narzeka na ból ucha.
Natychmiast jedziemy do lekarza, kolejna diagnoza to zapalenie ucha = antybiotyk.
Ranek -  występują wymioty  a  na poduszce krew - pękła błona bębenkowa, natychmiast wizyta u laryngologa .Truchlejemy czy nie będzie częściowej utraty słuchu.Doktor zapisuje  antybiotyk do ucha, i radzi ...CZEKAĆ.
I tu już moja cierpliwość i ufność się skończyła, postanawiam pojechać  bez skierowania  do szpitala. Na miejscu szanowna pani w rejestracji informuje mnie , że nie mają oddziału laryngologicznego i że mnie nie przyjmie. Ja - zazwyczaj jak mawiają spokojna osoba, dostałam niemal "szału". Dziecko z krwawiącym uchem nie wzruszało nikogo poza nami. Wykrzyczałam niemal, że nie wyjdę do póki nie zawoła lekarza i nie obejrzy naszego synka. Przyszła pani ordynator,  diagnoza  przwlekłe zapalenie zatok , zap. ucha  , pada decyzja,że zostaje w szpitalu. Żeby "było śmieszniej" podczas pobytu wszystkie leki oprócz dożylnych- musieliśmy kupować sami, nawet rutinoscorbin...taki mamy szpital w Gdyni Redłowie .
pPrawie 24 h/d jesteśmy z mężem   na zmianę z synkiem. Drugiego dnia, kiedy przyjeżdżam rano,Przy drzwiach  zastaję kilkoro rodziców a na drzwiach widzę napis: "EPIDEMIA CAŁKOWITY ZAKAZ ODWIEDZIN". mimo to dzwonię, otwiera siostra i natychmiast odmawia odwiedzin, ale po chwili pyta: Pani była wczoraj?" Byłam ... Proszę wejść , ale tylko pani
Prowadzi mnie do gabinetu pielęgniarek dostaję tabletkę, jak dziecko połykam, dopiero po chwili pytam co się właściwie dzieje, ale  nie dostaję odpowiedzi... ponawiam pytanie,po chwili słyszę: "Proszę sobie z lekarzem na ten temat porozmawiać"
Nerwowo szukam lekarza, pojawia się po 40 min. Prawie goniąc panią doktor po korytarzu dowiaduję się , że na sali z moim synkiem leżał chłopiec który był zakażony meningokokami ( bakterie które wywołują m.in np. sepsę).Teraz chłopca w sali nie ma. Za chwilę przychodzi siostra i pyta o męża, kiedy będzie, bo muszą mu podać również antybiotyk.
I mój synek w tej samej sali wraz z innym chłopcem., najbardziej narażeni... Czekamy, wiemy, że niepokojącymi pierwszymi objawami są wymioty i gorączka. Dzień następny - chłopiec obok wymiotuje. Ale ponoć napił się nieświeżego soku...
Dzień wcześniej przyjęto również dziecko z wirusem jelitowym...
Znów czekamy. Dzień 4 nasz synek  wymiotuje,potem każde z nas .  Decyzja lekarza - czekać. Trudno jest mi opisać, co wtedy czułam, strach bowiem potrafi mieć wielkie oczy. Nerwy mi puszczały.Innym rodzicom również
Mijają 2 dni, sytuacja się normuje. Czyli jednak mógł być wirus... choć wiemy, że bakteria może rozwijać się bardzo dłuuuugo. Po 7 dniach synek zostaje wypisany, płuca czyste, test na chlamydię i mycoplasmę ujemny a kaszel jest dalej...ale mamy jeszcze kontynuować leczenie w domu.
3 dzień w domu na antybiotyku - znów ból ucha, szukamy najlepszego lekarza prywatnie, trafiamy do kolejnego ordynatora,  świetny specjalista od odporości,hematolog, itp. diagnoza - niedoleczone przewlekłe zap.zatok...Czyli został wypisany niewyleczony.Synek dostaje kolejny inny antybiotyk...Teraz czekamy na efekty leczenia . Najważniejsze , że jest już razem z nami w domku i w miarę lepszej formie.
Ręce mi opadają . Przecież nie jestem lekarzem, komu mam ufać jak nie im, ale jak obserwuję naszą służbę zdrowia ,mam wiele wątpliwosci. Najsmutniejsze jest to,że najbardziej cierpi na tym nasz synek...Jak teraz myślę o lekarzach, którzy pytali mnie po co przychodzę znów  z katarem i kaszlem skoro stan sie nie pogarsza, szlag mnie trafia. Musiało do tego dojść? Mam nadzieję, że dla Was początek roku był łaskawszy. Przepraszam czytających za mało spójny i przydługi post, ale piszę to właśnie na " gorąco."Wszystkim życzę dużo zdrowia i jak najrzadszych kontaktów z "służbą zdrowia?"

Dziś na osłodę upiekliśmy szarlotkę, Igorek   jest specem od wyrabiania kruchego ciasta:)





            A  teraz słodko śpi.






Related Posts with Thumbnails